Caer a'Muirehen... Warownia Starego Morza...
Ciężkie, wykonane z czarnego dębu drzwi, ewidentnie miały kiedyś inne przeznaczenie. Ale aktualnemu ich właścicielowi zamarzyło się, żeby stanowiły wrota do jego małego królestwa. Co prawda musiał się trochę napracować, widać ślady kucia wokół framugi. Ale drzwi prezentują się wspaniale. Za nimi jest tylko niewielka, podłużna komnata. I od razu zaskoczenie - po drugiej stronie drzwi zawieszony czyjś portret, tak pocięty, że nie do rozpoznania. Nadal tkwią w niego wbite trzy oriony. Kilka kolejnych leży porozrzucanych po komnacie. W pokoju nie ma okna - nic dziwnego, znajduje się w podziemiach. Naprzeciw drzwi stoi zbite byle jak łóżko. Starannie pocerowany siennik przykrywa niedźwiedzia skóra. Nad łóżkiem, wiedźmińskim obyczajem, wisi głowa bazyliszka, stara, zniszczona i pokryta kurzem. W oczy rzuca się skromna, ale zadbana kolekcja broni - niewielka kusza, halabarda, wielki espandon. W oczy rzucają się jednak dwa miecze - najwidoczniej nie należą do kolekcji, a są narzędziami pracy. Srebrny, w pięknej, pokrytej runicznymi znakami pochwie, oraz stalowy. Ułożone w karnym porządku, przeciwstawiają się panującemu w komnacie chaosowi. Kilka przeniesionych z biblioteki ksiąg wala się po podłodze, przeważnie w okolicy łóżka. Kilka ubrań, para butów, rozrzucone w nieładzie dopełniają efektu. Mimo nieładu, widać że pod ręką znajduje się to, co akurat jest potrzebne: broń, zapasowe ubranie, kilka książek. A wiedźminowi do szczęścia nie potrzeba wiele więcej.
Offline